Po niebie ciągnęły odwilżowe chmury. Na tle ich monotonnie przepływającej masy, tknięty został obrazem, który dojrzał, a który właściwie nosił w oczach od paru ostatnich lat przebywania w opanowanej wojną Europie: Obok świętego o wzroku z wiarą utkwionym w niebo, stał drugi bez głowy; olbrzymie anioły dmące w olbrzymie fanfary jakowyś hymn triumfalny do nieba, dęły go w dalszym ciągu, choć jeden miał tylko pół trąby, a drugi leciał w ogóle bez rąk. Dumna postać na podniebnej krawędzi, wznosząca się z harfą, nie miała strun, lewej piersi, nosa i wszystkich palców u prawej nogi. Nad kompletną ruiną pewnego dachu pozostała tylko figura składająca ręce do nieba; ongiś wskazywała ludziom na dole kierunek, do którego winni dążyć, ale co robiła w tej chwili, gdy wszystko co najgorsze przychodziło z tego podniebnego kierunku? Żadna, najśmielsza karykatura nie potrafiłaby chyba dosadniej uzmysłowić w kamieniu śmieszności tej architektury obliczonej na łączność z niebem, które dziś łamało aniołom skrzydła, świętym głowy, wieżom krzyże, i dekonspirowało niemoc symboliki. Koń na pomniku miał oderwane tylne nogi, tak że rycerz siedział tylko na jego dwóch przednich; lew był bez ogona, satyr bez brzucha, pałac bez dachu, kościół bez kopuły.
… Przypomniał sobie widzianą w jakimś piśmie fotografię kościoła w New Yorku, który ze swoją kilkupiętrową wieżą, wyglądał cudacznie, zabudowany wokół przez kilkunastopiętrowe drapacze. W ten sposób wieża ta wskazywała właściwie nie niebo, lecz świecącą reklamę kaloszy. „Opanowanie podniebnych wysokości”, myślał, „musi wpłynąć chyba na zmianę dotychczasowego wyrazu wszystkich architektur świata. Bo jeżeli kamienny anioł trąbić będzie do samolotu, który obrywa mu bombą skrzydła, sprowadzi ten wyraz do symbolicznego paradoksu.”
– Józef Mackiewicz
Kontra jest utworem, po którego przeczytaniu obcy czytelnik nie domyśliłby się, że autorem jest Polak.
– Michał K. Pawlikowski, Wiadomości, Londyn, 6 października 1957
Po czym p. Pawlikowski wyrokuje, że ja jestem pisarzem „bardzo polskim”, a Mackiewicz „ogólnoludzkim”. Mackiewicz jest — oczywiście — rdzennie, do szpiku kości polsko-kresowym artystą ale to — rzecz jasna — w niczym nie przeszkadza jego „ogólnoludzkości” gdyż sztuka jest (jak z dawna i dobrze wiadomo) wyniesieniem prywatnej, poszczególnej, lokalnej, nawet zaściankowej konkretności do wyżyn wszech… do wymiaru kosmicznego.
– Witold Gombrowicz, Dziennik 1957-1961
Kontrę przeczytałem przed trzema laty. Co prawda późno, ale mimo wychowania w kulcie epopei napoleońskiej („O roku ów”, ułany bijące pod Somosierrą itd.) doszedłem do wniosku, że polskie legiony za Napoleona, zwłaszcza San Domingo, Hiszpania, to polska wersja własowców z ich tragicznym końcem. Musieli ginąć, wracać w 1815 roku pod rozkazy nowego naczelnego dowódcy w osobie cara — niepewność, strach, liczne wypadki samobójstw.
A mój, jak mi się zdawało, odkrywczy wniosek kto gorszy, że Niemcy zagrażali fizyczną zagładą, a Sowieci czymś gorszym, bo psychicznym zgnojeniem. To wszystko znalazłem w Pana książkach, podane w przepięknej, wstrząsającej formie.
– Czytelnik z Polski
Józef Mackiewicz – prozaik i publicysta – urodził się 1 kwietnia 1902 roku w Petersburgu. Jako ochotnik brał udział w wojnie przeciwko bolszewikom. Studiował filozofię na UW, tam też rozpoczął studia ornitologiczne. W latach 1922-1939 współpracował z wileńskim “Słowem”. Od 1939 do 1940 był wydawcą i redaktorem tamtejszej “Gazety Codziennej”. W późniejszych latach pracował fizycznie – jako drwal, robotnik i furman. W 1944 roku przebywał krótko w Warszawie, następnie przeniósł się do Krakowa, w tym czasie wydawał tajne pismo “Alarm”. W styczniu 1945 dotarł do Włoch. W Rzymie znalazł zatrudnienie w Biurze Studiów 2 Korpusu. Następnie zamieszkał w Londynie a w drugiej połowie lat 50. przeniósł się na stałe do Monachium gdzie zmarł w 1985 roku. Jest autorem sześciu wybitnych powieści.
Opinie
Na razie nie ma opinii o produkcie.